Przepraszam,
że tak późno! Skończyłam przepisywać o ósmej, a poprawiałam w
czasie reklam między kolejnymi częściami Harry'ego Pottera. To ja
idę oglądać film, a was zapraszam do czytania.
PS:
Maronko, dziękuję za odpowiedź i komentarz. Musisz wiedzieć, że
jesteś moim autorytetem od blogów o Adommy.
I
wszystkim, wszystkim dziękuję. Wasze opinie znaczą dla mnie bardzo
dużo i poprawiają humor, dzięki :)
Do widzenia
Przekroczyli
próg klubu. W ich uszach zadudniła głośna, taneczna muzyka, która
sprawiła, że nieco się rozluźnili. Spotkanie z ochroniarzami przy
wejściu, którzy sprawdzali każdą, nawet najmniejszą kieszeń,
było dla nich trochę stresujące.
Tommy
nie znał tego miejsca rozrywki. „Na mieście” bywał dość
często, ale nigdy nie zdarzyło mu się przebywać w tak
ekskluzywnym lokalu. Parkiet w kształcie owalu odgrodzony był ze
wszystkich stron świecącymi neonowo barierkami, za którymi
umieszczono skórzane sofy wraz z stolikami. Muzyk trzymał kurczowo
za krawędź koszuli Lamberta, by nie zgubić się wśród
przechodzącego tłumu. Wokół było pełno nastoletnich grup i
młodych par. Szczególną uwagę przykuwały zaś ubrane w świecące
stroje kobiety, tańczące na podeście po obu stronach didżeja.
Adam
rozejrzał się wokół siebie. Zza barierek umieszczonych na piętrze
machała do nich Brooke, którą aktor dostrzegł wśród sączących
drinki i rozmawiających ze sobą ludzi. Skierował swą rękę za
siebie i uchwycił dłoń blondyna. Poprowadził go w stronę schodów
połączonych z piętrem. Nie musiał długo szukać, by znaleźć
paczkę przyjaciół z teatru. Gdy do nich dotarł, zwrócił się do
blondyna.
-
Moi przyjaciele z teatru. Musisz zapamiętać imiona wszystkich. -
Odwrócił się w stronę znajomych. - To mój przyjaciel, Tommy Joe.
- Krzyknął przez dźwięki muzyki.
Tommy
obdarzył ludzi niepewnym uśmiechem. Przywitał się z nimi podobnie
jak Adam. Przyjrzał się twarzom poszczególnych osób w czasie
uścisku dłoni – każdego coś wyróżniało. Brooke – poznał
ją już wcześniej – miała na głowie burzę brązowych loczków
i intrygujące spojrzenie. Czarnoskóry Terrance – poza Tommy'm
jedyny niepijący alkoholu wśród zgromadzonych – był bardzo
krótko przystrzyżony. Sprawiał wrażenie, jakby cały czas spędzał
na siłowni. Umięśnione ciało miało jednak piętę achillesową –
dłonie były nadzwyczaj miękkie, a palce grube i krótkie. Sashę
natomiast cechowała dzikość oczu. Dodatkowo mały irokez na środku
głowy dodawał jej pazura. Podobnie jak Terrance miała ciemną
karnację. Taylor sprawiał wrażenie, jakby odstawał od reszty –
mleczna skóra i brokatowy makijaż zdawały się zupełnie do siebie
nie pasować, lecz ze strojem obydwa szczegóły tworzyły
nierozerwalną całość. Ta czwórka wyróżniała się najbardziej
wśród całej ósemki. Oprócz nich w loży dla vipów zasiadali
również: blondwłosa Alice z różowymi paznokciami; Kate z
wyraźnymi odrostami; Martin – był partnerem Kate, co stwierdził
Tommy, kiedy zauważył, że trzymają się za ręce; ostatni Lucas
był najbardziej roześmianym facetem w paczce, jednak nie mógł on
przebić Adama, który swoim śmiechem zarażał wszystkich wokół.
Przybyła
para usiadła na środku sofy, gdy pozostali zrobili im miejsce.
Tommy znalazł się między Adamem, a Terrance'm, natomiast Lambert
siedział obok Brooke.
-
Adam, zamówiliśmy ci cały stos Tequili, natomiast nie wiemy, co
pije twój towarzysz! - Alice przekrzyczała muzykę i spojrzała
porozumiewawczo na Brooke.
-
Niestety, dzisiaj prowadzę. - Tommy postanowił włączyć się do
rozmowy i pokazał brelok kluczy od samochodu Adama. Przyjaciel dał
mu je wcześniej, gdyż po wypiciu znacznej ilości alkoholu trudno
by mu było je odszukać.
-
Czyli to samo, co dla Spencera. Zaraz przyniosę. - Alice, jako że
siedziała na brzegu, poszła po napoje, a Tommy spojrzał z
zaciekawieniem na Terrance'a. Chłopak pokazał mu swoje klucze, co
oznaczało, że dzisiaj także on pełni rolę kierowcy.
Po
paru minutach blondynka w cekinowej bluzce oraz skórzanej spódniczce
wróciła z kilkoma butelkami trunków. Pod pachą trzymała dwie
butelki coca-coli, które wręczyła Ratliff'owi oraz Spencerowi. Na
stole znajdowały się już szklanki, kieliszki, popitka oraz
naczynie ze słonymi paluszkami. Brakowało jeszcze tylko dobrej
muzyki, gdyż obsługa sprzętu postanowiła puścić piosenkę dla
zakochanych. Miało to jedną zaletę – imprezowicze mogli wymienić
ze sobą kilka zdań. Gdy włączono serię utworów Skrillexa i
LMFAO, wszystkim udzielił się dobry humor.
-
Okey, nie wiem, jak wy, ale ja, Sasha i Taylor idziemy na parkiet. -
Zarządziła Brooke i ruszyła w stronę schodów.
-
Ja i Martin też idziemy. Będzie jeszcze czas na wznoszenie
pożegnalnych toastów. - Stwierdziła Kate i podążyła z
chłopakiem śladem pozostałych. Lucas poszedł z nimi.
Adam
spojrzał na Tommy'ego proszącym wzrokiem. Kiedy muzyk zobaczył
minę zbitego psa, zrobił znudzoną minę i machnął na bruneta
ręką, pozwalając na oddalenie się. Kiedy jego przyjaciel zniknął
w tłumie, blondyn rozwalił się na kanapie i zmrużył oczy, by
osłabić działanie neonowych świateł.
-
Bez alkoholu nudno, co? - Czarnoskóry chłopak zahaczył Ratliffa
łokciem, przybierając tę samą pozę, którą wcześniej przyjął
muzyk.
-
Szczerze mówiąc, nie kręcą mnie takie imprezy. Jestem tu tylko na
prośbę Adama. - Rzekł znudzonym głosem, obserwując tłum przy
barierkach, który teraz trochę się rozrzedził.
-
Zauważyłem, że bardzo jest do ciebie przywiązany. Wydajesz się
mieć na niego duży wpływ. - Westchnął zamyślony. Zdecydował
się zadał pytanie. - Coś was łączy?
Tommy
nie wiedział, jak ustosunkować się do tego pytania. O co on, do
cholery, pyta? Coś was łączy? A co, kurwa, ma nas łączyć?!
Burza w jego umyśle wezbrała na sile, jednak ton głosu ciągle był
ten sam. Postanowił jednak podkreślić niektóre słowa.
-
Jesteśmy zwykłymi kolegami. - Obrzucił go podejrzliwym
spojrzeniem. W oczach natomiast można było dostrzec oburzenie.
Kiedy zobaczył zdziwioną minę Terrance'a, poczuł się zmieszany.
- Może nawet przyjaciółmi...? - Zaczął się zastanawiać nad
tymi dwoma określeniami. Ocenił, że to drugie pasuje bardziej do
siły ich przyjaźni. - Tak, to właściwe określenie. - Spojrzał
na Spencera jeszcze raz. - Przyjaciółmi. - Rzekł spontanicznie i
upił łyk czarnego napoju. - Dlaczego pytasz?
-
Tak... Po prostu. Znaczy... Bezinteresownie. - Spuścił wzrok
speszony i także wziął łyk zimnej coli. - A czym się zajmujesz?
- Zmienił temat, jego twarz wyrażała ciekawość.
-
Jestem muzykiem. - Odparł szybko. - Gram w takiej jednej knajpce z
moją koleżanką, ale też piszę teksty piosenek dla jednej
wytwórni. A ty? - Oparł ręce na karku. Migoczące światła
zaczęły go drażnić coraz bardziej.
-
Pracuję w teatrze, ale nie jako aktor. - Podkreślił ostatnie
słowo. - Podobnie jak Brooke, Sasha i Taylor jestem tancerzem.
-
Tancerzem? No tak! To dlatego mi nie pasowaliście! - Tommy puknął
się w czoło. Zorientował się, skąd u nich tak odmienny styl.
-
Co masz na myśli? - Zbuntował się mężczyzna. Spojrzał ostrym
wzrokiem i zacisnął ręce w pięści.
-
Nie zrozum mnie źle. - Rzekł, by uspokoić rozmówcę. - Zarówno
wasza czwórka, jak i Adam odróżniacie się od pozostałych...
Pracowników teatru. - Dokończył niepewnie. Nie wiedział, jak
nazwać nowych znajomych. - W pozytywnym znaczeniu oczywiście. -
Dodał szybko i znów oparł się o miękki zagłówek.
-
Mów dalej? - Terrance wziął dwa słone paluszki ze stolika i
zaczął obgryzać przyklejone kryształki soli. Spostrzeżenia
nieznajomego bardzo go interesowały.
-
Noo... Nie wiem, jak to ująć. Wydajecie mi się tacy... -
Zastanowił się nad doborem słów. - Błyszczący. Jakby w stylu
Glam Rock, tylko... Bardziej charakterystyczni. Nie umiem tego lepiej
wytłumaczyć. - Spojrzał z uśmiechem na towarzysza, lecz odwrócił
wzrok, gdy usłyszał, że ktoś go woła.
Ujrzał
Adama razem z Brooke. Trzymali się za ręce, przez co Tommy poczuł
się dziwnie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy wpatrywał się
przez chwilę w ten jeden punkt. No tak. Mogłem się domyślić,
że są parą, w końcu tak dobrze się dogadują. A w garderobie ona
patrzyła na Adama jakby chciała pożreć go wzrokiem... Para
nie zauważyła emocji blondyna. Byli roześmiani, a Joe bardzo
dobrze ukrywał wszystkie uczucia pod bezbarwną maską.
-
Tommy, musisz iść z nami na parkiet. - Złapał go za ręce i
pociągnął, by wstał. - Jest czadowo! - Zaczął ciągnąć go w
kierunku parkietu, lecz Ratliff wyraźnie się opierał.
-
Ale ja nie tańczę! Adam, puść mnie... - Próbował uwolnić się
z żelaznego uścisku, ale Lambert nie puszczał. - Proszę, ja nie
chcę... Ja nie umiem...
-
To się nauczysz. No, chodź. - Adam próbował zmusić chłopaka
siłą, by poszedł z nim, ale nic to nie dało – Tommy zaparł się
wszystkimi siłami. Brunet przystanął i spojrzał na przyjaciela.
Na twarzach obu malował się teraz upór i zawziętość. - Proszę,
zrób to dla mnie. Ten jeden raz. - Rzekł poważnie i puścił jedną
dłoń gitarzysty, by oprzeć swą rękę na jego biodrze.
-
Ale ja nie umiem tańczyć, Adam. - Powiedział blondyn sceptycznie i
już zamierzał wracać na fotel, kiedy silne ręce objęły go od
tyłu i znów przyciągnęły w swoją stronę.
-
Nauczę cię. Na pewno potrafisz, jestem o tym przekonany. - Rzekł,
po czym ponownie odszukał dłoń Tommy'ego i ją ścisnął.
Ratliff
czuł, że czarnowłosy się nie odczepi. Negatywnie podchodził do
jego pomysłu, ale jeśliby się nie poddał, zapewne aktor
przekonywałby go do swego pomysłu do końca wieczoru – a raczej
nocy. W czasie, gdy przyjaciel ciągnął go na parkiet, muzyk
spojrzał na zegarek – w blasku neonowych świateł biała tarcza
pokazała godzinę pierwszą po północy. Chłopak nawet nie
zorientował się, jak wylądował na środku błyszczącej sali.
Wokół niego tańczyło ponad pięćdziesiąt osób, a kilka
centymetrów przed nim stał Adam obejmujący go w pasie. Muzyk
spojrzał w niebieską głębię jego tęczówek, lecz trwało to
tylko chwilę, gdyż Lambert nachylił się do jego ucha.
-
Zamknij oczy. - Rozkazał niskim tonem. - Musisz tylko poczuć rytm,
wtedy muzyka wypełni całe twoje ciało. - Rzekł, po czym przesunął
swe ręce na jego biodra.
Zaczęli
wykonywać powolne ruchy w prawą i lewą stronę. Tommy starał się
robić wszystko zgodnie z instrukcjami Adama, lecz mu się to nie
udawało. Poczuł, jak wszystkie jego mięśnie sztywnieją.
-
Rozluźnij się i wsłuchaj w muzykę. - Melodyjny głos znów
wypełnił jego umysł. Poczuł delikatny dotyk palców na linii
jego kręgosłupa. Zsuwały się w dół, w dół... Jego ciało
przeszedł elektryzujący dreszcz, który musiał znaleźć swe
ujście. Złapał za biodra Adama. Mięśnie rozluźniły się, a
serce zaczęło wybijać rytm muzyki – podobnie jak żyły, w
których krew zaczęła przepływać w zawrotnym tempie.
Tylko
muzyka i ja... Otworzył oczy – zobaczył tylko błękitną
głębię spokojnego oceanu. I on... Adam. Mój przyjaciel.
Jedyny... Najlepszy. Znów zamknął oczy. Nie zauważył nawet,
kiedy jego ciało zaczęło wykonywać zmysłowe ruchy tak
charakterystyczne dla zjawiska, jakim jest taniec.
-
Pora na odbijany! Odsuń się, kochany! - Krzyknęła Brooke, lecz
kiedy blondyn otworzył oczy, zauważył, że te słowa skierowane
były nie do niego, lecz do Lamberta.
Adam
usunął się z pola widzenia. Teraz już sam sobie poradzi –
pomyślał i zaczął powoli opuszczać parkiet, by zobaczyć go zza
górnych barierek. Wyszedł tanecznym krokiem z tłumu, nie
spuszczając wzroku z tańczącej pary. Kiedy wszedł na piętro,
vipowska loża była prawie pusta. Tylko Kate i Martin obejmowali
się, w miłosnym geście łącząc swe wargi. Nie
będę im przeszkadzał. Lucas pewnie podrywa dziewczyny przy barze.
Jak zwykle, on chyba nigdy się nie zmieni... Zbliżył
się do barierek. Wypatrzył Tommy'ego, po czym z radością
stwierdził, że świetnie opanował podstawowe ruchy, a nawet dodał
coś od siebie. Wokół niego tańczyło sześć osób z teatralnej
paczki. Jest niesamowity
– pomyślał Adam i oparł ręce o zimny metal. Z dumą wpatrywał
się w swojego nieobliczalnego przyjaciela. Przed
chwilą cię poznałem, a za moment będę musiał się z tobą
pożegnać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię odnajdę w tym
świecie pełnym szarych, nieszczęśliwych ludzi.
Zaśmiał się z powodu swoich dziwnych myśli. Postanowił nie
myśleć o najbliższej przyszłości i czerpać ze wspaniałych
chwil, które mają miejsce teraz.
***
-
Zostawiłeś mnie tam! Jak mogłeś, ty oszuście! - Tommy podążał
wraz z nowo poznanymi znajomymi w kierunku siedzących na kanapie
aktorów. Adam i Martin wymienili radosne spojrzenia. Mimo sporej
ilości wypitego alkoholu, zorientowali się, że w głosie blondyna
tkwi ironia i żart.
-
Oszuście? Nic ci nie obiecywałem, kochanie! - Rozczochrał
blondynowi włosy, co wywołało uśmiechy u kilku znajomych.
-
Teraz to kochanie. A przedtem „proszę, zrób to dla mnie. Ten
jeden raz”. - Rzekł Tommy parodiując Adama, co wywołało kolejne
salwy śmiechu.
-
A widzisz? I dzięki mnie podbiłeś cały parkiet! Naprawdę dobrze
ci szło. - Podsumował, kiedy blondyn wepchnął się między niego,
a Brooke, o którą się oparł. Dziewczyna zaczęła bawić się
jego włosami.
-
Tak, na pewno. Zobacz, jak się ze mnie śmieją... - Burknął z
fałszywym wyrzutem i wskazał na Martina i Kate.
-
O, przepraszam. My akurat nie widzieliśmy twoich wyczynów. - Rzekł
z przekonaniem Martin i zatracił się w pocałunku ze swoją
partnerką. - Byliśmy zbyt zajęci sobą, wybacz. - Rzucił, a jego
spojrzenie znów powędrowało na dziewczynę.
Kilka
chwil potem znów przyniesiono alkohol, który jak zwykle znikał jak
kamfora. Adam był już po kilku, jak nie kilkunastu drinkach, lecz
libacja, jaka rozpoczęła się teraz, nie mogła równać się z
niczym. Taylor przejął butelkę białego trunku i zaczął nalewać
do kieliszków. Tylko jemu bowiem nie trzęsła się ręka. Tommy
przypatrywał się całemu przedstawieniu z rozbawieniem w oczach.
Ciekawe, czy tacy rozweseleni będą też rano – pomyślał
z uśmiechem i spojrzał na Adama, który wzniósł kieliszek w górę,
by wznieść kolejny toast.
-
Za was, moi drodzy przyjaciele. Takie pożegnanie to tylko z wami...
- Rzekł, po czym wypił do dna. Co dziwne, gorzkiego trunku nie
popił dotąd żadnym sokiem czy colą. Naczynie natomiast znów
zostało napełnione – jakby przyjaciele Lamberta próbowali
dowiedzieć się, ile aktor zdoła jeszcze wypić nim padnie pijany.
- A teraz wznoszę... Toast! - Adam rozejrzał się po zebranych.
Jego wzrok padł na Tommy'ego. Uśmiechnął się niemrawo i kazał
blondynowi wstać. Kiedy ten z zażenowaniem się do niego przysunął,
Lambert objął go ramieniem. - Za Tommy'ego! Tommy jest moim
najlepszym przyjacielem i nie oddam go nikomu. Ma takie ładne włoski
i gra sobie na gitarze i... - Upił trochę z kieliszka i
kontynuował, podczas gdy koledzy śmiali się pod nosem. - I wyrzuca
dziewczyny z domu i... I wiecie co? - Rzekł tajemniczo i gestem
rozkazał zgromadzonym przysunąć się do niego. Ściszył lekko
głos, jednak wszyscy i tak doskonale go słyszeli. - I ma taką
jedną straszną historię ze swojego życia, którą... Wiecie...
Jakby mi wyjawił, to musiałby mnie zabić! O, tak! - Adam
przejechał palcem po swoim gardle i zaśmiał się cicho. Wychylił
kieliszek do końca i zachwiał się, lecz Tommy go przytrzymał.
Wygląd i zachowanie Lamberta wskazywało, że stan jego trzeźwości
minął już dawno temu.
-
Adam, ty już więcej nie pij, co? - Tommy klepnął go dwa razy w
policzek, na co ten zareagował mrugnięciem oczu. Spojrzał na
blondyna i przyciągnął go w swoją stronę, co spowodowało, że
muzyk niekontrolowanie przewrócił się na niego, a razem runęli na
kanapę. Skutkiem wydarzenia był Tommy leżący na klatce piersiowej
Adama, a Adam śmiejący się do rozpuku.
-
Nie chce mi się już pić, Tommy. - Zajęczał smętnie i zaczął
głaskać muzyka po głowie. - Chce mi się spać. - Ziewnął i
zamknął oczy. Ratliff szybko się odsunął od Lamberta. Tylko
nie zasypiaj, błagam cię!
-
Adam, Adam! - Klepnął go dwa razy w twarz. Tym razem zrobił to
mocniej niż poprzednio. Nie dam rady zanieść martwego ciała do
auta, nie ma mowy.
-
Nie bij mnie!? - Wyjęczał Adam i próbował odsunąć od siebie
ręce muzyka. Jego zachowanie wywołało uśmiech u Ratliffa.
-
Adam, pojedziemy do domu, co? Wyśpisz się w łóżku, tak? Błagam,
nie zasypiaj tutaj... - Ostatnie słowo powiedział bardziej do
siebie niż do Lamberta. Pozostali znajomi pili, rozmawiali i śmiali
się, nie zważając już na te dwie osoby. Całe zajście obserwował
tylko Terrance, który śmiał się zarówno z Tommy'ego i Adama, jak
i reszty sezonowych alkoholików. Muzyk spojrzał bezradnie na
Terrance'a. Dobrze, że poza gitarzystą był jeszcze tutaj ktoś
trzeźwy. - Terry, pomożesz mi go zawlec do samochodu? Sam nie dam
rady. - Poprosił, a tancerz kiwnął głową. Obaj wstali i
próbowali podnieść Adama.
-
Hej, już idziecie? A impreza? - Rzekła Brooke, która była chyba
najmniej pijana w grupie.
-
Przepraszamy bardzo, ale dla tego pana impreza się już skończyła.
- Podsumował Terry, na co Tommy Joe pokiwał głową.
Znajomi
wymienili kilka słów pożegnania. Nawet na wpół-śpiący Adam
wybełkotał kilka razy „do widzenia”, po czym na moment
przyłożył dłoń do ust. Za chwilę zaśmiał się i ponownie
wykonał gest. Jest z nim bardzo źle –
myśl przeleciała Terrance'owi przez głowę, kiedy wspólnie z
Ratliff'em wyprowadzał mężczyznę z zatłoczonej sali.
-
Chodźmy na parkiet. Chcę tańczyć! - Wykrzyknął entuzjastycznie
Lambert. Z trudem szedł prowadzony przez dwóch mężczyzn. Ci dwoje
z pewnością nie mogli wyobrazić sobie towarzysza pijanego i
tańczącego jednocześnie – chyba pękliby ze śmiechu, gdyby
pomysł stał się rzeczywistością.
Wyszli
na ulicę. Skierowali się w stronę pustego parkingu – w czterech
różnych miejscach było po jednym, czasami dwóch zaparkowanych
samochodach.
-
Our house... In the middle of the street. Our house... - Adam zaczął
śpiewać. Tym razem Terrance i Tommy nie mogli się już powstrzymać
i parsknęli śmiechem. Ciekawi byli, na co jeszcze wpadnie pijany
Lambert.
-
Mam nadzieję, że nie będzie wymiotować. - Powiedział Tommy, gdy
doszli do białego Maserati. - Wtedy sam będzie sprzątać swoje
skórzane fotele. - Stwierdził sceptycznie i ułożył go z przodu
na siedzeniu dla pasażera. Terrance natomiast zapiął go w pasy
bezpieczeństwa.
-
Szczerze mówić tak pijanego go jeszcze nie widziałem... - Rzekł
czarnoskóry z niedowierzaniem. - Zaopiekujesz się nim, co? Podam ci
swój numer, jakbyś potrzebował pomocy.
-
No pewnie. - Odpowiedział, zapisując cyfry w białym iPhone'ie. -
Dzięki za imprezę i... Pomoc. Sam bym go nie doniósł. Waży chyba
ze sto kilo! - Zaśmiał się, ciężko oddychając ze zmęczenia.
-
Nie ma za co. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - Uśmiechnął
się i poklepał go po ramieniu, a ten odwzajemnił uśmiech.
Spojrzał na znajomego.
-
To do zobaczenia? - Wyszczerzył zęby.
-
Do zobaczenia. - Rzekł, kiedy Tommy wsiadł do luksusowego auta. -
Wybacz, muszę iść zobaczyć, co z pozostałymi.
-
Idź. Chyba cię potrzebują. Byleby tylko nie skończyli jak ten
trup. - Wskazał na pasażera, który już smacznie chrapał.
Złapał
za kierownicę. Usłyszał ostatnie „cześć” i przekręcił
kluczyk w stacyjce. Auto cicho zawarczało. Prowadzę Maserati
GranCabrio. Dzięki ci, o wielki nieistniejący. Był w bardzo
dobrym humorze. Kilkanaście sekund później pędził już przez
puste miasto.
***
-
Adam, obudź się! Tommy szturchnął Lamberta nachylając się nad
niem na parkingu przed blokiem.
Podróż
samochodem minęła im bez większych incydentów. Nie licząc Adama,
który podczas jazdy przebudził się i zaczął zachowywać dosyć
głośno: śpiewał, recytował fragmenty swojej ostatniej roli,
mamrotał o różnych głupstwach, jak na przykład o tym, że chce
do Idola, jest gwiazdą Hollywood, czy że w poprzednim życiu był
psem o imieniu Łajka i poleciał w kosmos. Najdziwniejsze jednak dla
Ratliffa było to, że kiedy Adam kolejny raz z rzędu przytulił
blondyna, powiedział do niego, że jest „najładniejszym
chłopakiem na tej Ziemi”, po czym złapał go za krocze. Muzyk
uznał, że duża dawka alkoholu musiała mu za bardzo uderzyć do
głowy, w wyniku czego zaczął bredzić.
Teraz
próbował wyciągnąć go z ciasnego auta. Bez pomocy poznanego w
klubie Terrance'a było to nadzwyczaj trudne. Byli pod jego własnym
blokiem, gdyż Tommy nie mógł znaleźć ani dowodu osobistego
przyjaciela, ani prawa jazdy, o dowodzie rejestracyjnym nawet nie
wspominając. Po przeszukaniu wszystkich kieszeni mężczyzny – co
było niełatwe, bo miał łaskotki – znalazł w jego tylko
spodniach parę drobnych i paragon od porannych zakupów. Portfela
nie było. Telefon komórkowy też zniknął, co wskazywało na to,
że w klubie ktoś musiał go okraść. Adaś,
ty dzieciaku... Dobrze, że nas policja nie złapała, bo jakbym im
się wtedy wytłumaczył? Ciebie zamknęliby w wytrzeźwiałce, a
mnie w wariatkowie...
-
Panie władzo, odwożę właśnie schlanego kumpla z imprezy
pożegnalnej... W dodatku nie wiem, czy samochód należy do niego,
czy jest kradziony. - Powiedział do siebie, prowadząc Adama w
stronę budynku. Te głośne monologi bardzo mu pomagały. Nawet
jeśli naoczni świadkowie rozmowy sam-ze-sobą mieli go za świra,
nie obchodziło go to. Po prostu to był jeden z wielu nawyków,
których nie chciał się pozbywać. Weszli do windy. Dobrze,
że ją naprawili. Na dziewiąte piętro bym go nie wniósł...
Niedoszły aktor od razu usiadł, więc Tommy musiał uklęknąć.
-
Nie chce ci się wymiotować? Dobrze się czujesz? - Tommy wiedział,
że teraz takie pytania na nic się nie przydadzą, lecz wolał
spytać dla świętego spokoju – nie chciał cały tydzień
zeskrobywać ze ścian pozostałości z żołądka Lamberta.
-
Nie chce mi się... Iść. - Wybełkotał Adam i wytarł twarz w
ręce, przez co rozmazał cały swój makijaż.
Tommy
roześmiał się. Adam zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł w
dzisiejszą noc. Wyglądasz teraz jak naćpany
wampir po dobie spędzonej na słońcu. Czerń
eyelinera zmieszała się z brokatem zsypującym z włosów i
kropelkami potu na czole. Dodatkowo ręce bruneta były szare jak
popiół i brudziły każdy napotkany przedmiot – w tym przypadku
Ratliffa. Który znów próbował mężczyznę podnieść.
-
To tylko parę kroków. Adaś, proszę... Zrób to dla tego miękkiego
łóżka, na którym będziesz spał.
-
„Adaś” – podoba mi się. - Wymruczał słodko. - Zrobię to
dla ciebie, jak będziesz mnie tak nazywał. - Spróbował wstać.
Udało mu się, a kiedy to zrobił, pocałował Tommy'ego w policzek,
na którym został mokry ślad.
-
Adam, przestań. - Zniecierpliwił się. Przez pijanego bruneta nie
widział drogi.
-
Miało być Adaś! - Zbuntował się i ziewnął. - Jeszcze raz. -
Szepnął i jeszcze raz wykonał pozornie miły gest.
-
Jesteś obrzydliwy. - Rzekł Tommy i oparł go o ścianę przy
dębowych drzwiach. Trzymał go mocno jedną ręką, a drugą
odkluczał drzwi.
-
Nie, nie, nie...! - Adam pokiwał przecząco głową, co spowodowało,
że niebezpiecznie się zakołysał. - Jestem genialny! Brooke
mówiła... - Adam przyjął pozę Einsteina. - …że mówiłeś. -
Zrobił głupią minę i złapał za rękę Tommy'ego. Zaczął bawić
się jego długimi palcami.
Ratliff
otworzył drzwi. W końcu...
Złapał Adama za biodra i poprowadził przed sobą. Nogą zamknął
drzwi i szybko je zakluczył. Nie przejmował się, ze obaj mają
brudne buty. Tym razem zrobił wyjątek – poprowadził przyjaciela
prosto do swojej sypialni. Pieprzyć zasady.
Raz mogę od nich odstąpić, prawda? Kiedy
szli w stronę wygodnego mebla, Adam potknął się o nierówną
wykładzinę. Niekontrolowany ruch sprawił, że wylądował na łóżku
twarzą w poduszce, przez co całą zabrudził makijażem. Ciągle
trzymał Tommy'ego za rękę, więc teraz muzyk leżał na tej samej
pozycji, ale na nim.
-
Bierzesz mnie od tyłu?! - Jęknął Adam buntowniczo. -
Niesprawiedliwe. - Burknął i zaśmiał się.
Tommy
Joe zsunął się z pijanego i już po chwili stał na nogach. Poczuł
się śpiący, ale w jego myślach wciąż krążyła scena sprzed
kilku sekund. Jego poczucie humoru nie znika nawet, kiedy jest
pijany... Uśmiechnął się i spojrzał na przyjaciela – leżał
na środku łóżka wtulony w poduszkę. Będę musiał go przesunąć.
Zastanowił się, kiedy pomyślał, gdzie będzie spać. Niewygodną
kanapę i podłogę wykluczył już na samym początku – zostało
więc łóżko. Kiedy poczuł, że senność ogarnia go coraz
bardziej, spojrzał na zegarek – godziny świtu zbliżały się
nieubłaganie. Na twarz wstąpiło zmęczenie, udał się do
łazienki, by wziąć chociaż krótką kąpiel.
Pobyt
w łazience nie trwał nawet piętnastu minut. Podszedł do łóżka
i zdjął szlafrok. Przesunął Lamberta o parę centymetrów, przez
co udało mu się wyciągnąć spod ciężkiego ciała cienką
kołdrę. Nie spojrzał na przyjaciela – za pomocą ruchów
typowych dla kota ułożył się pod białą pościelą i po chwili
zasnął.
***
Cześć! Odcinek jak zwykle genialny! <3
OdpowiedzUsuńŚledzę Twojego bloga od początku, chociaż nigdy nie komentowałam, bo - jak wiesz - miałam problemy z dodaniem komentarza, poza tym nigdy nie wiedziałam co sensownego napisać. W sumie dalej nie wiem, ale piszę, żebyś po prostu wiedziała, że warto, bo ktoś to czyta i komuś się to podoba :D
Pozdrawiam i życzę mnóóóóóóstwo weeeny :*
Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. Czytam twojego bloga od początku, ale nigdy nie mogłam się zabrać za napisanie czegoś xd
OdpowiedzUsuńRozdział był super, jak całe opowiadanie. Właściwie to uśmiechałam się przez cały czas jak to czytałam :D Fajnie, że Tommy i Adam zaczynają się do siebie zbliżać. Jestem ciekawa co zrobi Adam kiedy się obudzi i zobaczy kto obok niego śpi :)
Życzę ci duuużo weny i czasu ;)
I jakby ci się nudziło możesz sobie poczytać moje tłumaczenie opowiadania Adommy: http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/