piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 9 - Do widzenia

Przepraszam, że tak późno! Skończyłam przepisywać o ósmej, a poprawiałam w czasie reklam między kolejnymi częściami Harry'ego Pottera. To ja idę oglądać film, a was zapraszam do czytania.
PS: Maronko, dziękuję za odpowiedź i komentarz. Musisz wiedzieć, że jesteś moim autorytetem od blogów o Adommy.
I wszystkim, wszystkim dziękuję. Wasze opinie znaczą dla mnie bardzo dużo i poprawiają humor, dzięki :)

Do widzenia

Przekroczyli próg klubu. W ich uszach zadudniła głośna, taneczna muzyka, która sprawiła, że nieco się rozluźnili. Spotkanie z ochroniarzami przy wejściu, którzy sprawdzali każdą, nawet najmniejszą kieszeń, było dla nich trochę stresujące.

Tommy nie znał tego miejsca rozrywki. „Na mieście” bywał dość często, ale nigdy nie zdarzyło mu się przebywać w tak ekskluzywnym lokalu. Parkiet w kształcie owalu odgrodzony był ze wszystkich stron świecącymi neonowo barierkami, za którymi umieszczono skórzane sofy wraz z stolikami. Muzyk trzymał kurczowo za krawędź koszuli Lamberta, by nie zgubić się wśród przechodzącego tłumu. Wokół było pełno nastoletnich grup i młodych par. Szczególną uwagę przykuwały zaś ubrane w świecące stroje kobiety, tańczące na podeście po obu stronach didżeja.

Adam rozejrzał się wokół siebie. Zza barierek umieszczonych na piętrze machała do nich Brooke, którą aktor dostrzegł wśród sączących drinki i rozmawiających ze sobą ludzi. Skierował swą rękę za siebie i uchwycił dłoń blondyna. Poprowadził go w stronę schodów połączonych z piętrem. Nie musiał długo szukać, by znaleźć paczkę przyjaciół z teatru. Gdy do nich dotarł, zwrócił się do blondyna.

- Moi przyjaciele z teatru. Musisz zapamiętać imiona wszystkich. - Odwrócił się w stronę znajomych. - To mój przyjaciel, Tommy Joe. - Krzyknął przez dźwięki muzyki.

Tommy obdarzył ludzi niepewnym uśmiechem. Przywitał się z nimi podobnie jak Adam. Przyjrzał się twarzom poszczególnych osób w czasie uścisku dłoni – każdego coś wyróżniało. Brooke – poznał ją już wcześniej – miała na głowie burzę brązowych loczków i intrygujące spojrzenie. Czarnoskóry Terrance – poza Tommy'm jedyny niepijący alkoholu wśród zgromadzonych – był bardzo krótko przystrzyżony. Sprawiał wrażenie, jakby cały czas spędzał na siłowni. Umięśnione ciało miało jednak piętę achillesową – dłonie były nadzwyczaj miękkie, a palce grube i krótkie. Sashę natomiast cechowała dzikość oczu. Dodatkowo mały irokez na środku głowy dodawał jej pazura. Podobnie jak Terrance miała ciemną karnację. Taylor sprawiał wrażenie, jakby odstawał od reszty – mleczna skóra i brokatowy makijaż zdawały się zupełnie do siebie nie pasować, lecz ze strojem obydwa szczegóły tworzyły nierozerwalną całość. Ta czwórka wyróżniała się najbardziej wśród całej ósemki. Oprócz nich w loży dla vipów zasiadali również: blondwłosa Alice z różowymi paznokciami; Kate z wyraźnymi odrostami; Martin – był partnerem Kate, co stwierdził Tommy, kiedy zauważył, że trzymają się za ręce; ostatni Lucas był najbardziej roześmianym facetem w paczce, jednak nie mógł on przebić Adama, który swoim śmiechem zarażał wszystkich wokół.

Przybyła para usiadła na środku sofy, gdy pozostali zrobili im miejsce. Tommy znalazł się między Adamem, a Terrance'm, natomiast Lambert siedział obok Brooke.

- Adam, zamówiliśmy ci cały stos Tequili, natomiast nie wiemy, co pije twój towarzysz! - Alice przekrzyczała muzykę i spojrzała porozumiewawczo na Brooke.

- Niestety, dzisiaj prowadzę. - Tommy postanowił włączyć się do rozmowy i pokazał brelok kluczy od samochodu Adama. Przyjaciel dał mu je wcześniej, gdyż po wypiciu znacznej ilości alkoholu trudno by mu było je odszukać.

- Czyli to samo, co dla Spencera. Zaraz przyniosę. - Alice, jako że siedziała na brzegu, poszła po napoje, a Tommy spojrzał z zaciekawieniem na Terrance'a. Chłopak pokazał mu swoje klucze, co oznaczało, że dzisiaj także on pełni rolę kierowcy.

Po paru minutach blondynka w cekinowej bluzce oraz skórzanej spódniczce wróciła z kilkoma butelkami trunków. Pod pachą trzymała dwie butelki coca-coli, które wręczyła Ratliff'owi oraz Spencerowi. Na stole znajdowały się już szklanki, kieliszki, popitka oraz naczynie ze słonymi paluszkami. Brakowało jeszcze tylko dobrej muzyki, gdyż obsługa sprzętu postanowiła puścić piosenkę dla zakochanych. Miało to jedną zaletę – imprezowicze mogli wymienić ze sobą kilka zdań. Gdy włączono serię utworów Skrillexa i LMFAO, wszystkim udzielił się dobry humor.

- Okey, nie wiem, jak wy, ale ja, Sasha i Taylor idziemy na parkiet. - Zarządziła Brooke i ruszyła w stronę schodów.

- Ja i Martin też idziemy. Będzie jeszcze czas na wznoszenie pożegnalnych toastów. - Stwierdziła Kate i podążyła z chłopakiem śladem pozostałych. Lucas poszedł z nimi.

Adam spojrzał na Tommy'ego proszącym wzrokiem. Kiedy muzyk zobaczył minę zbitego psa, zrobił znudzoną minę i machnął na bruneta ręką, pozwalając na oddalenie się. Kiedy jego przyjaciel zniknął w tłumie, blondyn rozwalił się na kanapie i zmrużył oczy, by osłabić działanie neonowych świateł.

- Bez alkoholu nudno, co? - Czarnoskóry chłopak zahaczył Ratliffa łokciem, przybierając tę samą pozę, którą wcześniej przyjął muzyk.

- Szczerze mówiąc, nie kręcą mnie takie imprezy. Jestem tu tylko na prośbę Adama. - Rzekł znudzonym głosem, obserwując tłum przy barierkach, który teraz trochę się rozrzedził.

- Zauważyłem, że bardzo jest do ciebie przywiązany. Wydajesz się mieć na niego duży wpływ. - Westchnął zamyślony. Zdecydował się zadał pytanie. - Coś was łączy?

Tommy nie wiedział, jak ustosunkować się do tego pytania. O co on, do cholery, pyta? Coś was łączy? A co, kurwa, ma nas łączyć?! Burza w jego umyśle wezbrała na sile, jednak ton głosu ciągle był ten sam. Postanowił jednak podkreślić niektóre słowa.

- Jesteśmy zwykłymi kolegami. - Obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem. W oczach natomiast można było dostrzec oburzenie. Kiedy zobaczył zdziwioną minę Terrance'a, poczuł się zmieszany. - Może nawet przyjaciółmi...? - Zaczął się zastanawiać nad tymi dwoma określeniami. Ocenił, że to drugie pasuje bardziej do siły ich przyjaźni. - Tak, to właściwe określenie. - Spojrzał na Spencera jeszcze raz. - Przyjaciółmi. - Rzekł spontanicznie i upił łyk czarnego napoju. - Dlaczego pytasz?

- Tak... Po prostu. Znaczy... Bezinteresownie. - Spuścił wzrok speszony i także wziął łyk zimnej coli. - A czym się zajmujesz? - Zmienił temat, jego twarz wyrażała ciekawość.

- Jestem muzykiem. - Odparł szybko. - Gram w takiej jednej knajpce z moją koleżanką, ale też piszę teksty piosenek dla jednej wytwórni. A ty? - Oparł ręce na karku. Migoczące światła zaczęły go drażnić coraz bardziej.

- Pracuję w teatrze, ale nie jako aktor. - Podkreślił ostatnie słowo. - Podobnie jak Brooke, Sasha i Taylor jestem tancerzem.

- Tancerzem? No tak! To dlatego mi nie pasowaliście! - Tommy puknął się w czoło. Zorientował się, skąd u nich tak odmienny styl.

- Co masz na myśli? - Zbuntował się mężczyzna. Spojrzał ostrym wzrokiem i zacisnął ręce w pięści.

- Nie zrozum mnie źle. - Rzekł, by uspokoić rozmówcę. - Zarówno wasza czwórka, jak i Adam odróżniacie się od pozostałych... Pracowników teatru. - Dokończył niepewnie. Nie wiedział, jak nazwać nowych znajomych. - W pozytywnym znaczeniu oczywiście. - Dodał szybko i znów oparł się o miękki zagłówek.

- Mów dalej? - Terrance wziął dwa słone paluszki ze stolika i zaczął obgryzać przyklejone kryształki soli. Spostrzeżenia nieznajomego bardzo go interesowały.

- Noo... Nie wiem, jak to ująć. Wydajecie mi się tacy... - Zastanowił się nad doborem słów. - Błyszczący. Jakby w stylu Glam Rock, tylko... Bardziej charakterystyczni. Nie umiem tego lepiej wytłumaczyć. - Spojrzał z uśmiechem na towarzysza, lecz odwrócił wzrok, gdy usłyszał, że ktoś go woła.

Ujrzał Adama razem z Brooke. Trzymali się za ręce, przez co Tommy poczuł się dziwnie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy wpatrywał się przez chwilę w ten jeden punkt. No tak. Mogłem się domyślić, że są parą, w końcu tak dobrze się dogadują. A w garderobie ona patrzyła na Adama jakby chciała pożreć go wzrokiem... Para nie zauważyła emocji blondyna. Byli roześmiani, a Joe bardzo dobrze ukrywał wszystkie uczucia pod bezbarwną maską.

- Tommy, musisz iść z nami na parkiet. - Złapał go za ręce i pociągnął, by wstał. - Jest czadowo! - Zaczął ciągnąć go w kierunku parkietu, lecz Ratliff wyraźnie się opierał.

- Ale ja nie tańczę! Adam, puść mnie... - Próbował uwolnić się z żelaznego uścisku, ale Lambert nie puszczał. - Proszę, ja nie chcę... Ja nie umiem...

- To się nauczysz. No, chodź. - Adam próbował zmusić chłopaka siłą, by poszedł z nim, ale nic to nie dało – Tommy zaparł się wszystkimi siłami. Brunet przystanął i spojrzał na przyjaciela. Na twarzach obu malował się teraz upór i zawziętość. - Proszę, zrób to dla mnie. Ten jeden raz. - Rzekł poważnie i puścił jedną dłoń gitarzysty, by oprzeć swą rękę na jego biodrze.

- Ale ja nie umiem tańczyć, Adam. - Powiedział blondyn sceptycznie i już zamierzał wracać na fotel, kiedy silne ręce objęły go od tyłu i znów przyciągnęły w swoją stronę.

- Nauczę cię. Na pewno potrafisz, jestem o tym przekonany. - Rzekł, po czym ponownie odszukał dłoń Tommy'ego i ją ścisnął.

Ratliff czuł, że czarnowłosy się nie odczepi. Negatywnie podchodził do jego pomysłu, ale jeśliby się nie poddał, zapewne aktor przekonywałby go do swego pomysłu do końca wieczoru – a raczej nocy. W czasie, gdy przyjaciel ciągnął go na parkiet, muzyk spojrzał na zegarek – w blasku neonowych świateł biała tarcza pokazała godzinę pierwszą po północy. Chłopak nawet nie zorientował się, jak wylądował na środku błyszczącej sali. Wokół niego tańczyło ponad pięćdziesiąt osób, a kilka centymetrów przed nim stał Adam obejmujący go w pasie. Muzyk spojrzał w niebieską głębię jego tęczówek, lecz trwało to tylko chwilę, gdyż Lambert nachylił się do jego ucha.

- Zamknij oczy. - Rozkazał niskim tonem. - Musisz tylko poczuć rytm, wtedy muzyka wypełni całe twoje ciało. - Rzekł, po czym przesunął swe ręce na jego biodra.

Zaczęli wykonywać powolne ruchy w prawą i lewą stronę. Tommy starał się robić wszystko zgodnie z instrukcjami Adama, lecz mu się to nie udawało. Poczuł, jak wszystkie jego mięśnie sztywnieją.

- Rozluźnij się i wsłuchaj w muzykę. - Melodyjny głos znów wypełnił jego umysł. Poczuł delikatny dotyk palców na linii jego kręgosłupa. Zsuwały się w dół, w dół... Jego ciało przeszedł elektryzujący dreszcz, który musiał znaleźć swe ujście. Złapał za biodra Adama. Mięśnie rozluźniły się, a serce zaczęło wybijać rytm muzyki – podobnie jak żyły, w których krew zaczęła przepływać w zawrotnym tempie.

Tylko muzyka i ja... Otworzył oczy – zobaczył tylko błękitną głębię spokojnego oceanu. I on... Adam. Mój przyjaciel. Jedyny... Najlepszy. Znów zamknął oczy. Nie zauważył nawet, kiedy jego ciało zaczęło wykonywać zmysłowe ruchy tak charakterystyczne dla zjawiska, jakim jest taniec.

- Pora na odbijany! Odsuń się, kochany! - Krzyknęła Brooke, lecz kiedy blondyn otworzył oczy, zauważył, że te słowa skierowane były nie do niego, lecz do Lamberta.

Adam usunął się z pola widzenia. Teraz już sam sobie poradzi – pomyślał i zaczął powoli opuszczać parkiet, by zobaczyć go zza górnych barierek. Wyszedł tanecznym krokiem z tłumu, nie spuszczając wzroku z tańczącej pary. Kiedy wszedł na piętro, vipowska loża była prawie pusta. Tylko Kate i Martin obejmowali się, w miłosnym geście łącząc swe wargi. Nie będę im przeszkadzał. Lucas pewnie podrywa dziewczyny przy barze. Jak zwykle, on chyba nigdy się nie zmieni... Zbliżył się do barierek. Wypatrzył Tommy'ego, po czym z radością stwierdził, że świetnie opanował podstawowe ruchy, a nawet dodał coś od siebie. Wokół niego tańczyło sześć osób z teatralnej paczki. Jest niesamowity – pomyślał Adam i oparł ręce o zimny metal. Z dumą wpatrywał się w swojego nieobliczalnego przyjaciela. Przed chwilą cię poznałem, a za moment będę musiał się z tobą pożegnać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię odnajdę w tym świecie pełnym szarych, nieszczęśliwych ludzi. Zaśmiał się z powodu swoich dziwnych myśli. Postanowił nie myśleć o najbliższej przyszłości i czerpać ze wspaniałych chwil, które mają miejsce teraz.

***

- Zostawiłeś mnie tam! Jak mogłeś, ty oszuście! - Tommy podążał wraz z nowo poznanymi znajomymi w kierunku siedzących na kanapie aktorów. Adam i Martin wymienili radosne spojrzenia. Mimo sporej ilości wypitego alkoholu, zorientowali się, że w głosie blondyna tkwi ironia i żart.

- Oszuście? Nic ci nie obiecywałem, kochanie! - Rozczochrał blondynowi włosy, co wywołało uśmiechy u kilku znajomych.

- Teraz to kochanie. A przedtem „proszę, zrób to dla mnie. Ten jeden raz”. - Rzekł Tommy parodiując Adama, co wywołało kolejne salwy śmiechu.

- A widzisz? I dzięki mnie podbiłeś cały parkiet! Naprawdę dobrze ci szło. - Podsumował, kiedy blondyn wepchnął się między niego, a Brooke, o którą się oparł. Dziewczyna zaczęła bawić się jego włosami.

- Tak, na pewno. Zobacz, jak się ze mnie śmieją... - Burknął z fałszywym wyrzutem i wskazał na Martina i Kate.

- O, przepraszam. My akurat nie widzieliśmy twoich wyczynów. - Rzekł z przekonaniem Martin i zatracił się w pocałunku ze swoją partnerką. - Byliśmy zbyt zajęci sobą, wybacz. - Rzucił, a jego spojrzenie znów powędrowało na dziewczynę.

Kilka chwil potem znów przyniesiono alkohol, który jak zwykle znikał jak kamfora. Adam był już po kilku, jak nie kilkunastu drinkach, lecz libacja, jaka rozpoczęła się teraz, nie mogła równać się z niczym. Taylor przejął butelkę białego trunku i zaczął nalewać do kieliszków. Tylko jemu bowiem nie trzęsła się ręka. Tommy przypatrywał się całemu przedstawieniu z rozbawieniem w oczach. Ciekawe, czy tacy rozweseleni będą też rano – pomyślał z uśmiechem i spojrzał na Adama, który wzniósł kieliszek w górę, by wznieść kolejny toast.

- Za was, moi drodzy przyjaciele. Takie pożegnanie to tylko z wami... - Rzekł, po czym wypił do dna. Co dziwne, gorzkiego trunku nie popił dotąd żadnym sokiem czy colą. Naczynie natomiast znów zostało napełnione – jakby przyjaciele Lamberta próbowali dowiedzieć się, ile aktor zdoła jeszcze wypić nim padnie pijany. - A teraz wznoszę... Toast! - Adam rozejrzał się po zebranych. Jego wzrok padł na Tommy'ego. Uśmiechnął się niemrawo i kazał blondynowi wstać. Kiedy ten z zażenowaniem się do niego przysunął, Lambert objął go ramieniem. - Za Tommy'ego! Tommy jest moim najlepszym przyjacielem i nie oddam go nikomu. Ma takie ładne włoski i gra sobie na gitarze i... - Upił trochę z kieliszka i kontynuował, podczas gdy koledzy śmiali się pod nosem. - I wyrzuca dziewczyny z domu i... I wiecie co? - Rzekł tajemniczo i gestem rozkazał zgromadzonym przysunąć się do niego. Ściszył lekko głos, jednak wszyscy i tak doskonale go słyszeli. - I ma taką jedną straszną historię ze swojego życia, którą... Wiecie... Jakby mi wyjawił, to musiałby mnie zabić! O, tak! - Adam przejechał palcem po swoim gardle i zaśmiał się cicho. Wychylił kieliszek do końca i zachwiał się, lecz Tommy go przytrzymał. Wygląd i zachowanie Lamberta wskazywało, że stan jego trzeźwości minął już dawno temu.

- Adam, ty już więcej nie pij, co? - Tommy klepnął go dwa razy w policzek, na co ten zareagował mrugnięciem oczu. Spojrzał na blondyna i przyciągnął go w swoją stronę, co spowodowało, że muzyk niekontrolowanie przewrócił się na niego, a razem runęli na kanapę. Skutkiem wydarzenia był Tommy leżący na klatce piersiowej Adama, a Adam śmiejący się do rozpuku.

- Nie chce mi się już pić, Tommy. - Zajęczał smętnie i zaczął głaskać muzyka po głowie. - Chce mi się spać. - Ziewnął i zamknął oczy. Ratliff szybko się odsunął od Lamberta. Tylko nie zasypiaj, błagam cię!

- Adam, Adam! - Klepnął go dwa razy w twarz. Tym razem zrobił to mocniej niż poprzednio. Nie dam rady zanieść martwego ciała do auta, nie ma mowy.

- Nie bij mnie!? - Wyjęczał Adam i próbował odsunąć od siebie ręce muzyka. Jego zachowanie wywołało uśmiech u Ratliffa.

- Adam, pojedziemy do domu, co? Wyśpisz się w łóżku, tak? Błagam, nie zasypiaj tutaj... - Ostatnie słowo powiedział bardziej do siebie niż do Lamberta. Pozostali znajomi pili, rozmawiali i śmiali się, nie zważając już na te dwie osoby. Całe zajście obserwował tylko Terrance, który śmiał się zarówno z Tommy'ego i Adama, jak i reszty sezonowych alkoholików. Muzyk spojrzał bezradnie na Terrance'a. Dobrze, że poza gitarzystą był jeszcze tutaj ktoś trzeźwy. - Terry, pomożesz mi go zawlec do samochodu? Sam nie dam rady. - Poprosił, a tancerz kiwnął głową. Obaj wstali i próbowali podnieść Adama.

- Hej, już idziecie? A impreza? - Rzekła Brooke, która była chyba najmniej pijana w grupie.

- Przepraszamy bardzo, ale dla tego pana impreza się już skończyła. - Podsumował Terry, na co Tommy Joe pokiwał głową.

Znajomi wymienili kilka słów pożegnania. Nawet na wpół-śpiący Adam wybełkotał kilka razy „do widzenia”, po czym na moment przyłożył dłoń do ust. Za chwilę zaśmiał się i ponownie wykonał gest. Jest z nim bardzo źle – myśl przeleciała Terrance'owi przez głowę, kiedy wspólnie z Ratliff'em wyprowadzał mężczyznę z zatłoczonej sali.

- Chodźmy na parkiet. Chcę tańczyć! - Wykrzyknął entuzjastycznie Lambert. Z trudem szedł prowadzony przez dwóch mężczyzn. Ci dwoje z pewnością nie mogli wyobrazić sobie towarzysza pijanego i tańczącego jednocześnie – chyba pękliby ze śmiechu, gdyby pomysł stał się rzeczywistością.

Wyszli na ulicę. Skierowali się w stronę pustego parkingu – w czterech różnych miejscach było po jednym, czasami dwóch zaparkowanych samochodach.

- Our house... In the middle of the street. Our house... - Adam zaczął śpiewać. Tym razem Terrance i Tommy nie mogli się już powstrzymać i parsknęli śmiechem. Ciekawi byli, na co jeszcze wpadnie pijany Lambert.

- Mam nadzieję, że nie będzie wymiotować. - Powiedział Tommy, gdy doszli do białego Maserati. - Wtedy sam będzie sprzątać swoje skórzane fotele. - Stwierdził sceptycznie i ułożył go z przodu na siedzeniu dla pasażera. Terrance natomiast zapiął go w pasy bezpieczeństwa.

- Szczerze mówić tak pijanego go jeszcze nie widziałem... - Rzekł czarnoskóry z niedowierzaniem. - Zaopiekujesz się nim, co? Podam ci swój numer, jakbyś potrzebował pomocy.

- No pewnie. - Odpowiedział, zapisując cyfry w białym iPhone'ie. - Dzięki za imprezę i... Pomoc. Sam bym go nie doniósł. Waży chyba ze sto kilo! - Zaśmiał się, ciężko oddychając ze zmęczenia.

- Nie ma za co. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - Uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu, a ten odwzajemnił uśmiech. Spojrzał na znajomego.

- To do zobaczenia? - Wyszczerzył zęby.

- Do zobaczenia. - Rzekł, kiedy Tommy wsiadł do luksusowego auta. - Wybacz, muszę iść zobaczyć, co z pozostałymi.

- Idź. Chyba cię potrzebują. Byleby tylko nie skończyli jak ten trup. - Wskazał na pasażera, który już smacznie chrapał.

Złapał za kierownicę. Usłyszał ostatnie „cześć” i przekręcił kluczyk w stacyjce. Auto cicho zawarczało. Prowadzę Maserati GranCabrio. Dzięki ci, o wielki nieistniejący. Był w bardzo dobrym humorze. Kilkanaście sekund później pędził już przez puste miasto.

***

- Adam, obudź się! Tommy szturchnął Lamberta nachylając się nad niem na parkingu przed blokiem.

Podróż samochodem minęła im bez większych incydentów. Nie licząc Adama, który podczas jazdy przebudził się i zaczął zachowywać dosyć głośno: śpiewał, recytował fragmenty swojej ostatniej roli, mamrotał o różnych głupstwach, jak na przykład o tym, że chce do Idola, jest gwiazdą Hollywood, czy że w poprzednim życiu był psem o imieniu Łajka i poleciał w kosmos. Najdziwniejsze jednak dla Ratliffa było to, że kiedy Adam kolejny raz z rzędu przytulił blondyna, powiedział do niego, że jest „najładniejszym chłopakiem na tej Ziemi”, po czym złapał go za krocze. Muzyk uznał, że duża dawka alkoholu musiała mu za bardzo uderzyć do głowy, w wyniku czego zaczął bredzić.

Teraz próbował wyciągnąć go z ciasnego auta. Bez pomocy poznanego w klubie Terrance'a było to nadzwyczaj trudne. Byli pod jego własnym blokiem, gdyż Tommy nie mógł znaleźć ani dowodu osobistego przyjaciela, ani prawa jazdy, o dowodzie rejestracyjnym nawet nie wspominając. Po przeszukaniu wszystkich kieszeni mężczyzny – co było niełatwe, bo miał łaskotki – znalazł w jego tylko spodniach parę drobnych i paragon od porannych zakupów. Portfela nie było. Telefon komórkowy też zniknął, co wskazywało na to, że w klubie ktoś musiał go okraść. Adaś, ty dzieciaku... Dobrze, że nas policja nie złapała, bo jakbym im się wtedy wytłumaczył? Ciebie zamknęliby w wytrzeźwiałce, a mnie w wariatkowie...

- Panie władzo, odwożę właśnie schlanego kumpla z imprezy pożegnalnej... W dodatku nie wiem, czy samochód należy do niego, czy jest kradziony. - Powiedział do siebie, prowadząc Adama w stronę budynku. Te głośne monologi bardzo mu pomagały. Nawet jeśli naoczni świadkowie rozmowy sam-ze-sobą mieli go za świra, nie obchodziło go to. Po prostu to był jeden z wielu nawyków, których nie chciał się pozbywać. Weszli do windy. Dobrze, że ją naprawili. Na dziewiąte piętro bym go nie wniósł... Niedoszły aktor od razu usiadł, więc Tommy musiał uklęknąć.

- Nie chce ci się wymiotować? Dobrze się czujesz? - Tommy wiedział, że teraz takie pytania na nic się nie przydadzą, lecz wolał spytać dla świętego spokoju – nie chciał cały tydzień zeskrobywać ze ścian pozostałości z żołądka Lamberta.

- Nie chce mi się... Iść. - Wybełkotał Adam i wytarł twarz w ręce, przez co rozmazał cały swój makijaż.

Tommy roześmiał się. Adam zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł w dzisiejszą noc. Wyglądasz teraz jak naćpany wampir po dobie spędzonej na słońcu. Czerń eyelinera zmieszała się z brokatem zsypującym z włosów i kropelkami potu na czole. Dodatkowo ręce bruneta były szare jak popiół i brudziły każdy napotkany przedmiot – w tym przypadku Ratliffa. Który znów próbował mężczyznę podnieść.

- To tylko parę kroków. Adaś, proszę... Zrób to dla tego miękkiego łóżka, na którym będziesz spał.

- „Adaś” – podoba mi się. - Wymruczał słodko. - Zrobię to dla ciebie, jak będziesz mnie tak nazywał. - Spróbował wstać. Udało mu się, a kiedy to zrobił, pocałował Tommy'ego w policzek, na którym został mokry ślad.

- Adam, przestań. - Zniecierpliwił się. Przez pijanego bruneta nie widział drogi.

- Miało być Adaś! - Zbuntował się i ziewnął. - Jeszcze raz. - Szepnął i jeszcze raz wykonał pozornie miły gest.

- Jesteś obrzydliwy. - Rzekł Tommy i oparł go o ścianę przy dębowych drzwiach. Trzymał go mocno jedną ręką, a drugą odkluczał drzwi.

- Nie, nie, nie...! - Adam pokiwał przecząco głową, co spowodowało, że niebezpiecznie się zakołysał. - Jestem genialny! Brooke mówiła... - Adam przyjął pozę Einsteina. - …że mówiłeś. - Zrobił głupią minę i złapał za rękę Tommy'ego. Zaczął bawić się jego długimi palcami.

Ratliff otworzył drzwi. W końcu... Złapał Adama za biodra i poprowadził przed sobą. Nogą zamknął drzwi i szybko je zakluczył. Nie przejmował się, ze obaj mają brudne buty. Tym razem zrobił wyjątek – poprowadził przyjaciela prosto do swojej sypialni. Pieprzyć zasady. Raz mogę od nich odstąpić, prawda? Kiedy szli w stronę wygodnego mebla, Adam potknął się o nierówną wykładzinę. Niekontrolowany ruch sprawił, że wylądował na łóżku twarzą w poduszce, przez co całą zabrudził makijażem. Ciągle trzymał Tommy'ego za rękę, więc teraz muzyk leżał na tej samej pozycji, ale na nim.

- Bierzesz mnie od tyłu?! - Jęknął Adam buntowniczo. - Niesprawiedliwe. - Burknął i zaśmiał się.

Tommy Joe zsunął się z pijanego i już po chwili stał na nogach. Poczuł się śpiący, ale w jego myślach wciąż krążyła scena sprzed kilku sekund. Jego poczucie humoru nie znika nawet, kiedy jest pijany... Uśmiechnął się i spojrzał na przyjaciela – leżał na środku łóżka wtulony w poduszkę. Będę musiał go przesunąć. Zastanowił się, kiedy pomyślał, gdzie będzie spać. Niewygodną kanapę i podłogę wykluczył już na samym początku – zostało więc łóżko. Kiedy poczuł, że senność ogarnia go coraz bardziej, spojrzał na zegarek – godziny świtu zbliżały się nieubłaganie. Na twarz wstąpiło zmęczenie, udał się do łazienki, by wziąć chociaż krótką kąpiel.

Pobyt w łazience nie trwał nawet piętnastu minut. Podszedł do łóżka i zdjął szlafrok. Przesunął Lamberta o parę centymetrów, przez co udało mu się wyciągnąć spod ciężkiego ciała cienką kołdrę. Nie spojrzał na przyjaciela – za pomocą ruchów typowych dla kota ułożył się pod białą pościelą i po chwili zasnął.

***



2 komentarze:

  1. Cześć! Odcinek jak zwykle genialny! <3
    Śledzę Twojego bloga od początku, chociaż nigdy nie komentowałam, bo - jak wiesz - miałam problemy z dodaniem komentarza, poza tym nigdy nie wiedziałam co sensownego napisać. W sumie dalej nie wiem, ale piszę, żebyś po prostu wiedziała, że warto, bo ktoś to czyta i komuś się to podoba :D
    Pozdrawiam i życzę mnóóóóóóstwo weeeny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. Czytam twojego bloga od początku, ale nigdy nie mogłam się zabrać za napisanie czegoś xd
    Rozdział był super, jak całe opowiadanie. Właściwie to uśmiechałam się przez cały czas jak to czytałam :D Fajnie, że Tommy i Adam zaczynają się do siebie zbliżać. Jestem ciekawa co zrobi Adam kiedy się obudzi i zobaczy kto obok niego śpi :)
    Życzę ci duuużo weny i czasu ;)
    I jakby ci się nudziło możesz sobie poczytać moje tłumaczenie opowiadania Adommy: http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń