piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 11 - Pożegnanie

Przyszedł czas na kolor niebieski! Odpowiem tylko komentarze i nie nudzę już, bo chyba odcinki są ciekawsze niż wstępy, których nie chce się nikomu czytać :).
HappyBird – to dla mnie wiele znaczy, że mój blog cię zainspirował. Ze mną też tak się stało jak z tobą – mnie zainspirował Piaskowy Gołąb (nawet napisałam kilkanaście rozdziałów innego zakończenia Piaskowego, ale jest to już w archiwum). Mam nadzieję że podasz mi linka do twojej opowieści i będziesz komentować częściej :)
Little Vampire – Dzięki za gratulacje, niestety nie mam sobie mojego wyniku z niczym porównywać, jeśli piszesz że to całkiem dobry wynik, to mam się z czego cieszyć.
Zapraszam do lektury.

Pożegnanie

- … a potem podsunęła mi pod nos kontrakt na czas nieokreślony. - Tommy opowiadał historię swego dzisiejszego dnia z wielkim przejęciem. Siedząc przy stoliku popijał herbatę owocową i bawił się łyżeczką. Słuchacz wpatrywał się w niego ze skupieniem, jego twarz była pogodna. Swojego napoju jeszcze nawet nie tknął. Postanowił wysłuchać Tommy'ego do końca – jak prawdziwy przyjaciel. Dopiero w czasie pauzy między kolejną częścią monologu spróbował gorącego latte – było wyborne jak wszystko, czego do tej pory smakował w tym zakątku.

- Widzę, że po serii niepowodzeń w końcu szczęście do ciebie wróciło.

- Też to zauważyłem. Właściwie jakby się nad tym dłużej zastanawiać, to zaczęło się to wszystko od ciebie. - Powiedział z uśmiechem. - Jakimś cudem sprawiłeś, że puzzle mojego życia znów zaczęły układać się w jedną całość.

- Ładnie powiedziane. - Spojrzał na niego zza filiżanki. - Tommy, wbrew twoim przemyśleniom to nie ja zasługuję na nagrodę. Tak naprawdę wszystko zawdzięczasz sobie. To twój talent i charyzmę zauważono. Powinieneś być z siebie dumny tak jak ja jestem. - Rzekł szczerze, mrużąc oczy przed popołudniowym słońcem.

- Na razie jestem tak podekscytowany, że wszystkie twoje słowa docierają do mnie z lekkim opóźnieniem, ale... Czekaj, powiedziałeś... - Tommy z powodu ciągłej euforii paplał bez sensu. Dopiero teraz zrozumiał, co Adam do niego powiedział. - Jesteś ze mnie dumny? - Jego twarz zmieniła się na zamyśloną. Oblicze wyrażało teraz zaciekawienie i powagę.

- A co w tym takiego dziwnego? Dlaczego nie miałbym się cieszyć z twoich sukcesów? Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? - Rzekł z udawanym gniewem.

- Oczywiście. Wiesz, może dlatego się tak zdziwiłem, bo nikt mi wcześniej tego nie powiedział...? - Na twarz Ratliffa wkradł się mały grymas. Przeszłość znów do niego wrócił, ale nie w tak dużej ilości, jak poprzednio. Zaczęła rozcinać zabliźnione rany bardzo powoli. Zignorował to. Teraz miał przyjaciela i miał z kim dzielić radość, której nie nauczył się odczuwać w dzieciństwie.

- Jak to? Rodzice nie mówili ci tego, kiedy dobrze coś zrobiłeś lub odniosłeś jakiś sukces w szkole? - Adam mocno się zdziwił. Pomyślał, że muzyk sobie z niego żartuje, lecz kiedy ten posmutniał, Lambert poczuł się zawstydzony.

- Nie chcę o nich mówić. Jeśli możesz, nie wspominaj mi o moich rodzicach, proszę? - Cały czas wpatrywał się w do połowy opróżnioną filiżankę. Przy ostatnim słowie spojrzał głęboko w oczy bruneta.

Adam odczuł przeszywające zimno z powodu spojrzenia do tego stopnia, że na jego rękach wystąpiła gęsia skórka. Nie chciał go smucić, w ogóle nie chciał, żeby uśmiech kiedykolwiek znikał z jego twarzy. Nie patrz na mnie takim wzrokiem, proszę. Mógłbyś się teraz uśmiechać, ale znowu musiałem wszystko spieprzyć. Pragnął go teraz przytulić. Zrobić wszystko, żeby blondynowi wróciła ta iskierka, co przed chwilą, by w jego oczach ponownie zagościł ten tajemniczy błysk. Kiedy on jest smutny, mi chce się płakać. Dlaczego...?

- Tommy, przepraszam. Nie rozumiem, dlaczego unikasz tego tematu, ale widzę, że masz jakiś ważny powód. - Spróbował coś zrobić. Wyciągnął rękę w geście przeprosin. Wziął jego dłoń w obie ręce. Poczuł, że Tommy chce się wycofać, ale mocno ją ścisnął. - Nie będę więcej go poruszał, obiecuję. Wiem, że jak będziesz na siłach, na pewno powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi. - Zwolnił uścisk, a gitarzysta spojrzał na swoją dłoń.

Był zdezorientowany. Dlaczego wciąż tak mocno reaguję? Powiedzieli, że ślady się zatrą, a tymczasem ciągle o tym pamiętam jakby to było wczoraj. Poczuł się zagubiony. Na twarz wstąpił mu nieśmiały uśmiech. Jest ze mnie dumny. Nieświadomie zaczął bawić się palcami przyjaciela. Gładki dotyk opuszków Tommy'ego spowodował miłe mrowienie na dłoni Lamberta. Obu mężczyznom humor znów się poprawił.

- Może to głupio zabrzmi, ale to nasze ostatnie spotkanie. Jutro wyjeżdżam. Dawno nie podróżowałem, nigdy nie byłem w Los Angeles. Myślisz, że tam jest fajnie? - Spytał beztrosko. Obie filiżanki zostały już dawno opróżnione. Restauracja powoli się wyludniała – zostali tylko oni i kilka osób po przeciwnej stronie sali.

- Na pewno, zwłaszcza Hollywood. Słyszałem, że jest tam jak w raju... Jeśli się ma milion na koncie i drugie tyle w kieszeni. - Rzekł Adam i zaśmiał się, a wraz z nim Tommy.

- To dziwne, że wyjeżdżamy oboje i to w dodatku do tego samego miejsca, a jednak... - Zająknął się. Nie wiedział, jak ma dokończyć.

- Nie będziemy mieli czasu się spotkać, porozmawiać twarzą w twarz. - Brunet dokończył za blondyna, - Tak, to naprawdę dziwne.

- Ale nie zerwiesz ze mną kontaktu? Będziesz dzwonił i mówił, co u ciebie słychać. - Rozkazał niski mężczyzna, grożąc palcem. Odrzucił głowę do tyłu, by kosmyki nie spadały na jego twarz. Nic to jednak nie dało – niesforne włosy nie były dobrze ułożone i ciągle zsuwały się ze skroni, czyniąc Ratliffa jeszcze bardziej uroczym.

- Będę pisał, dzwonił. Możemy porozmawiać na skype'ie – wtedy mnie zobaczysz.

- Ale nie powiesz mi, po co tam jedziesz? - Zaczepił go blondyn.

- Nie. - Odrzekł stanowczo i odwrócił wzrok.

- Naprawdę nic? - Upewnił się blondyn. Jego grzeczny ton zmienił pytanie w prośbę.

- No dobra. - Lambert w końcu uległ. Co nieco chyba mogę mu powiedzieć... Tylko żeby się nie domyślił.- Jadę konkretnie do Hollywood. To jest coś w rodzaju szkoły. Będę brał lekcje śpiewu i dykcji i wszystkiego, co związane ze śpiewem i występowaniem na scenie. To wszystko, co ci mogę powiedzieć.

- I co potem? Jak się już tego wszystkiego nauczysz, to dostaniesz jakąś nagrodę?

- Jak będę dobry. - Rzekł tajemniczo. Chciał już skończyć ten temat. - Tommy, nie męcz mnie już, co? Proszę... - Rzekł spokojnie i spojrzał na Ratliffa ponownie – jego oczy wyrażały ciekawość, a rozchylone usta gotowe do zadania następnego pytania.

- No, dobra. Ale przyznaję, że to mnie ciekawi i ci nie odpuszczę. - Odpowiedział gitarzysta i włożył ręce za głowę. - W takim razie może opowiesz mi coś o sobie. - Powiedział spontanicznie i rozejrzał się po sali. Na ścianie wisiał mały zegarek z kukułką. Dochodziła godzina ósma wieczór. Nie do uwierzenia, że siedzimy tu już dobre dwie godziny. Nie zdążył rozwinąć myśli, gdyż podeszła do nich blond-włosa kelnerka – na sali byli tylko oni.

- Przepraszam panów, ale za dziesięć minut zamykamy. Czy może życzą sobie panowie coś jeszcze? - Powiedziała akcentując niemal każde słowo po francusku.

- Tak, poprosimy rachunek. - Rzekł Adam, a kiedy Tommy zaczął szukać po kieszeniach drobnych, ten wstrzymał go gestem. - Tommy, dzisiaj ja zapłacę. Moja kolej, nie pamiętasz? - Rzekł, po czym położył na stół dziesięciodolarówkę. - Reszty nie trzeba. - Dodał jeszcze, po czym wstali z krzeseł. Kelnerka odeszła zdziwiona napiwkiem, a oni opuścili lokal, kierując się w stronę nieznanej, wąskiej ulicy. Postanowili kontynuować rozpoczęty przez blondyna temat.

***

Po pieszej wędrówce wszystkimi możliwymi skrótami w końcu dotarli na miejsce. W czasie spaceru rozmowa zboczyła na temat rodziny Adama zarówno tej bliższej, jak i dalszej. Aktor ze szczegółami opowiadał najśmieszniejsze wydarzenia z dziejów rodziny Lambertów, a Tommy w międzyczasie upierał się, że odprowadzi go pod same drzwi jego domu. Nie przeszkadzało mu, że było już ciemno. Ani to, że mieszkanie jego przyjaciela znajduje się bardzo daleko od jego własnego. Chciał po prostu spędzić z nim jak najwięcej czasu. A co, jeśli go więcej nie zobaczę? Jeśli nie zadzwoni, nie odbierze telefonu? Jeśli go stracę? Takie myśli krążyły w jego głowie, kiedy zbliżali się do celu.

Wreszcie doszli. Para mężczyzn stanęła przed dużą bramą. Zza kutego płotu można było dostrzec duży biały dom z zadbanym ogrodem i dwoma garażami. Przed jednym z nich stało zaparkowane Maserati Adama. Popatrzeli na budynek, a potem na siebie. Lambert zarumienił się, a zawstydzony Ratliff czekał na jego ruch. Trwali chwilę w niezręcznym milczeniu. Brunet postanowił przerwać ciszę.

- Może wejdziesz do mnie? - Spytał niepewnie i włożył dłonie w tylne kieszenie spodni.

- Nie, muszę już iść. Późno się zrobiło, nawet tego nie zauważyłem. - Rzekł z udawaną obojętnością. Choć czuł, że musi już iść, postać Adama sprawiła, że zastygł w jednym miejscu jak magma wypływająca z krateru wulkanu.

- A może odwieźć cię? - Znów zaproponował, jednak to pytanie wydawało mu się głupie.

- Wykluczone. To ja cię dzisiaj odprowadzam. Przejdę się jeszcze trochę, a potem zadzwonię po taksówkę. - Uśmiechnął się ciepło i przybliżył o krok do Lamberta.

Adam pokonał tę samą odległość w jego stronę. Nie myślał nad tym, co robi. Nie chciał teraz myśleć. Ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów, lecz oni ciągle wpatrywali się w swoje oczy. Dłonie Lamberta powędrowały na jego biodra, a potem oplotły talię. Po chwili Tommy zrobił to samo i oparł podbródek o ramię przyjaciela. Poczuł się bezpiecznie. Chciał, żeby ten uścisk nigdy nie został zakończony.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Tommy. - Wyszeptał Adam. Powieki ukrywały błyszczące oczy. Choć ogarniał go sen, nie chciał jeszcze odchodzić.

- Wiem o tym. Chciałbym zostać nim na zawsze. - Szepnął w odpowiedzi i mocniej wtulił się w jego szyję.

- I ja także. - Brunet odkleił się od niego i spojrzał na smutną twarz. Było mu żal, że muszą się już pożegnać. - Zadzwonisz do mnie, jak dotrzesz na miejsce? - Spytał z troską i ponownie oparł ręce na wąskich biodrach muzyka.

- Napiszę smsa. - Puścił mu perskie oko, a ten rozczochrał blond fryzurę gitarzysty. - A ty dasz mi znać, jak ty dojedziesz.

- Dobrze. - Zgodził się.

Ratliff odsunął się na krok. Po wykonaniu półobrotu zaczął się oddalać. Adam chciał go zatrzymać, ale nie mógł. Głos utknął w jego gardle jakby zawiązało się na supeł. Musiał jednak się odezwać. Musiał coś zrobić.

- Tommy, zaczekaj! - Zaczął biec, kiedy gitarzysta energicznie się odwrócił. Pytający wzrok wyrażał zainteresowanie, a kiedy przyjaciel jeszcze raz mocno go przytulił, na bladym obliczu pojawiła się radość i szczęście.

- Uważaj na siebie. Powodzenia. - Szepnął do jego ucha, obejmując go. Cholera, nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Nie teraz.

- Dzięki. - Tommy uśmiechnął się i odsunął. Liczył na to, że Lambert jeszcze wróci i nie zawiódł się. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Zaczął iść tyłem, widząc zadowoloną minę bliskiej osoby. - Do zobaczenia, Adam. - Pomachał i pokazał rząd białych zębów, które w świetle latarni niemal się błyszczały.

- Do zobaczenia, Tommy. - Lambert się zaśmiał. Włożył dłonie w kieszenie spodni, kiedy Ratliff odwrócił się i zaczął iść chodnikiem. Aktor odprowadzał go wzrokiem, nim blondyn nie zniknął za rogiem ulicy. Wpatrywał się jeszcze chwilę w pustą przestrzeń, po czym otworzył furtkę i skierował się do drzwi domu.

Zamyślony stawiał kolejne kroki. Czuł się dziwnie. Z jednej strony był smutny, że Tommy wyjeżdża. Z drugiej natomiast przepełniała go radość z powodu takiego pożegnania. Przypomniał sobie moment, kiedy trzymał go w ramionach – szczupłe, delikatne ciało tuliło się do niego jakby zaraz miało runąć w przepaść. Jakby tylko w jego ramionach czuło się bezpiecznie. Chciałbym cofnąć czas i jeszcze raz przeżyć te kilka dni, kiedy był ze mną. Nacisnął z trudem klamkę, lecz nie mógł otworzyć drzwi. Co jest, do cho... Od wewnętrznej strony odskoczyły dwie osoby. ...lery! Przed sobą zobaczył swoją matkę i Neila, który z głupawym uśmieszkiem wpatrywał się w brata.

- To twój nowy chłopak? - Leila nie wytrzymała milczenia i zaczęła radośnie przyglądać się synowi.

- C-co? Kto? - Lambert był zdezorientowany. Kurwa! Nie można się już pożegnać w spokoju, czy jak?! Minął domowników i skierował się do salonu. Matka i brat powlekli się za nim. Kiedy usiadł na środku kanapy i zaczął przerzucać kanały, stanęli przed nim, zasłaniając telewizor. Leila podparła się pod boki, a kiedy Neil to zobaczył, wykonał tę samą czynność i spojrzał na brata.

- Ten mężczyzna, z którym obściskiwałeś się na chodniku. To twój chłopak? - Pani Lambert ponowiła pytanie. Patrzyła wyczekująco, na jej obliczu malowała się radość.

- Ugh... - Adam westchnął i przewrócił oczami. Był zdenerwowany i zmęczony ciągłym podglądaniem. Zero prywatności nawet poza domem.

- Nie chłopak, ale przyjaciel. I nie obściskiwałem się z nim, tylko żegnałem, bo jutro wyjeżdża. I co was to w ogóle obchodzi? - Wytłumaczył się z widocznym buntem w oczach i przetarł czoło wierzchem dłoni.

Leila wyglądała na zawiedzioną. Spojrzała na młodszego potomka i rozkazała mu iść do swojego pokoju.

- Mamo, mam już dwadzieścia cztery lata! - Rzekł z oburzeniem i tupnął nogą jak małe dziecko.

- Najwyższy czas, żebyś też znalazł już dziewczynę i przestał się bawić w detektywa. - Powiedziała surowym tonem. - No już! - Popędziła go i usiadła obok Adama, kiedy Neil opuścił pomieszczenie. Kobieta wzięła pilota od mężczyzny i wyłączyła telewizor. Syn popatrzył na nią ze smutkiem w oczach.

- Opowiesz mi o nim? - Spytała z troską, a brunet spuścił głowę i wpatrzył się w swoje ręce.

- Poznaliśmy się tydzień temu. W parku.

- Jak to się stało? - Spytała. Słuchała ze zrozumieniem w oczach.

- Wracałem z castingu i postanowiłem wstąpić do parku. Usiadłem obok niego na ławce. - Zaczął zdrapywać z paznokci czarny lakier, zagłębiając się w opowieść. Zawsze tak robił podczas rozmowy z matką, którą traktował jak przyjaciółkę. Wyobraźnia podsunęła mu obrazy tamtego dnia – zapłakana twarz skierowana w jego stronę, czekoladowe oczy z niezrozumieniem wpatrujące się w jego.

- On... Płakał. I...

- Nie mogłeś go zostawić samego. - Leila uśmiechnęła się. Adam podniósł nieprzytomny wzrok na matkę. Skąd ona... - Nie patrz tak na mnie, Adasiu. Przecież tak cię wychowałam. - Tymi słowami wywołała u niego nieśmiały uśmiech.

- Jest gitarzystą, właśnie podpisał pierwszy poważny kontakt z zespołem, którego gitarzysta miał wypadek samochodowy. Potrzebowali kogoś od zaraz i dlatego wyjeżdża. A oprócz tego jest znakomitym tekściarzem.

Mówił jak zaklęty. Na jego obliczu ciągle malował się szeroki uśmiech. Opowiedział o blondynie prawie wszystko, co wiedział. Opisał go Leili ze szczegółami. Matka Adama słuchała z uśmiechem na twarzy. Im bardziej chwalił muzyka, tym bardziej jej brwi się unosiły. Kiedy opowiedział jej już wszystko, wiedziała już, co dzieje się w sercu syna.

- Adasiu. - Przerwała mu, kiedy zaczynał opowiadać o ich przygodach podczas spaceru do domu.

- Tak, mamo?

- Ty go kochasz, prawda? - Oparła rękę na jego ramieniu.

- C-co? Nie! On jest tylko moim przyjacielem. Najlepszym. I jest hetero. Nie ma mowy. Nie mógłbym mu tego zrobić. - Rzucił i po chwili dokończył już spokojnym tonem. - Nie wie, że jestem inny. I nie chcę, żeby wiedział. 

Jak mogła tak pomyśleć? Nie mógłbym... Jest pociągający, owszem. Nie mogę zaprzeczyć, że mi się podoba, ale on jest heteroseksualny. Nie mogę się w nim zakochać, bo wtedy straciłbym jego przyjaźń. Po prostu nie! Z twarzy Lamberta radość odpłynęła. Znikła jak bańka mydlana. Wstał i podszedł do okna. Za szybą zapadał zmrok. Odwrócił się i oparł o parapet, na którym stały trzy doniczki z kwiatami. Spojrzał na kobietę ze złością.

- Nie rozumiem, jak mogłeś tak pomyśleć. - Rzekł bez zastanowienia. Spojrzał na swój zegarek – z godziny ósmej zrobiła się dziesiąta, jednak – jak na Californię przystało – dzień był jak zwykle bardzo długi i dopiero robiło się ciemno.

- Przepraszam, kochanie. Chyba zbyt wiele sobie dopowiedziałam. - Wstała i podeszła do niego. - Przykro mi, że wyjeżdża. Widzę, że zdążyłeś się do niego przywiązać.

- Tak, jest niezwykłą osobą.

- Chciałabym się o tym osobiście przekonać. - Powiedziała łagodnie i ziewnęła przeciągle.

- Może kiedyś. - Odpowiedział z cwanym uśmieszkiem i skrzyżował ręce na torsie.

- Kochany, oby to było wcześniej niż później. - Znów ziewnęła i odsunęła się od pierworodnego na parę kroków. - Idę spać. I tobie też radzę. Jutro przed tobą ciężki dzień. - Wskazała na niego palcem i wyszła z pomieszczenia.

- Za chwilę pójdę. - Powiedział jakby do siebie i usiadł na kanapie. W salonie już nikogo nie było. Oparł się o sofę i wlepił wzrok w wyłączony telewizor. Przed jego oczami znów pojawiła się postać Ratliffa uśmiechającego się do niego i trzymającego jego gitarę. Tylko przyjaciel, którego, nie wiadomo, kiedy zobaczę ponownie.


7 komentarzy:

  1. Oh ja cię tak strasznie przepraszam że nie komentuję na bierząco ;-; Naprawdę.

    Jestemy już przy 11 a oni wyjeżdżają ... a to samo miejsce !
    Mam wrażenie, że wiem po co ci były informacje o całowniu Cheeksa (Grupa na fb :3)
    Napradę świetnie piszesz ! <3 bardzo mi się podoba.
    Te przytulasy pod domem.. oh, a potem pytanie mamy Adama, bjutiful :D

    Jeszcze raz bardzo przepraszam i obicuję poprawę C: XD Pozdrawiam i czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę szczera odcinek podoba mi się jak zwykle. Ty się mnie pytasz jak ja to robię, że piszę takie krótkie to jak ty to robisz, że piszesz takie długie co?
    Czekałam na ten odcinek od 14:00. Czyli od momentu kiedy dowiedziałam się, że dzisiaj jest piątek xD
    Mam nadzieje, że spotkają się w Hollywood. Nie umiem się rozpisywać. Życzę weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń
  3. hah o 18 weszlam :/ opowiadania nie ma ... weszlam 18:10 opowiadanie jest XD
    fajny , fajny odcinek tylko szkoda ze obaj wyjezdzaja i nie beda sie widzieli :/ no i troche rzeczywiscie matka adama sie wtranca ogolnie fany spokojny odcinek XD
    rzycze weny i jakis fajnych akcji prosze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przesadzaj, ja zawsze czytam wstęp :) Ale pewnie jestem jedyna...
    Podoba mi się, że akcja rozwija się tak szybko. Jestem ciekawa co zrobi Tommy, kiedy dowie się, że Adam jest w Idolu :)
    To podglądanie przez okno, "To twój chłopak?" i "Nie, co cię to obchodzi" tak bardzo przypomina mi mój dom xd
    Życzę ci duuuużo weny i czasu do napisania następnego tak dobrego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również zawsze lubię czytać wstęp :)Odcinek jak zawsze bardzo mi się podobał masz talent ;) Ta scena pożegnalna ohh so sweet :D Już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka !!! Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  6. Komentuję z opóźnieniem ale cóż niestety zapomniałam loginu do poprzedniego konta więc założyłam drugie identyczne :)
    Normalnie nie mogę się doczekać kolejnej rozmowy Tommiego i Adama :D
    Kurdę a to jak Neil i mama Adama go dopadli i zaczęli go się o wszystko wypytywać xD
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część opowiadania i proszę mój blog : http://jumiistars.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. P.S. Życzę dużooooooooo weny i czasu oraz pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń